środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 3.

Nareszcie nadszedł upragniony weekend. Słońce od samego świtu nastrajało pozytywna energią i chęcią do życia. Postanowiłam nie tracić tak pięknego dnia w czterech ścianach bezpiecznego królestwa, jakim był mój pokój. Zabrałam zeszyt, kilka ołówków, butelkę wody i bez słowa wyszłam z domu. Rodzice ciągle starali się nawiązać ze mną jakiś kontakt, jednak ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Skoro aż tak bardzo im przeszkadzałam, to powinni być mi wdzięczni, że skutecznie schodziłam im z drogi.

Jesień była bardzo łaskawa. Nie dość, że słońce świeciło swym pełnym blaskiem, to jeszcze temperatura pozwała powrócić myślami do lata. Postanowiłam udać się do ukochanego parku. Zasłuchana w melodii ukochanej piosenki, osłonięta dużymi, ciemnymi okularami, zajęłam miejsce na ulubionej ławce na przeciwko wielkiej fontanny, wyjęłam z torby zeszyt i ołówki i obserwując ludzi dookoła mnie, zaczęłam uwieczniać ich zachowania na papierze. Po kilku dobrych godzinach, zauważyłam po drugiej stronnie fontanny, grupkę młodych, roześmianych osób. Kilkoro z nich postanowiło orzeźwic sie i wykapać w fontannie. Jednym z nich był Harry. Obserwujac ich, poczułam ukłucie w sercu. Marzyłam o tym, by spędzać czas z przyjaciółmi, bawić sie, śmiać. Marzyłam by mieć przyjaciół.

- Zadzwoń do niego.. Przeciez chcesz tak żyć.. - usłyszałam w głowie znajomy głos. Potrzasnelam tylko głową karcąc swój umysł, zamknęłam zeszyt i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Jednak obraz grupy przyjaciół nie dawał mi spokoju. Wyobrażałam sobie, że jestem częścią tej paczki. Wtedy pojawił się ten impuls. Gdy tylko przekroczyłam próg swojego domu, biegiem pokonałam schody, wygrzebałam z kosza jego numer, wpisałam go i wcisnęłam zieloną słuchawkę.. 1 sygnał.. 2 sygnał.. Rozłączyłam się i odrzuciłam telefon daleko od siebie.

- Co Ty wyprawiasz głupia.. - rzuciłam szeptem do siebie kręcąc głową. Kręciłam się po pokoju, co chwilę zerkając w stronę telefonu. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Odebrał prawie od razu.

- Halo. - usłyszałam roześmiany, zachrypnięty głos.

- Emm.. Hej Harry.. Tu.. - zaczęłam, jąkając się niewyobrażalnie.

- Hej Emerly. Cieszę się, że zadzwoniłaś.
W jego głosie można było wyczuć, ze triumfuje. Wzięłam głęboki oddech.

- Myślałam ostatnio o Twojej propozycji. Możemy się spotkać. Chętnie posłucham co masz do powiedzenia.

- Świetnie! Spotkajmy się za godzinę przy fontannie w parku, w którym dzisiaj byłaś. Wszystko Ci wyjaśnię.
Po tych słowach rozłączył się. Miałam wrażenie, że cały świat wiruje, nie mogłam złapać oddechu. Usiadłam na łóżku i nerwowo przeczesałam włosy dłonią.

- Co Ty najlepszego narobilaś.. - powiedziałam sama do siebie, patrząc w lustro. Nie było jednak odwrotu i o umówionej godzinie siedziałam już na murku okalającym fontannę. Powoli zapadał zmrok. Harry pojawił się chwilę później. Ubrany w czarny płaszcz, koszulkę i czarne rurki. Z jego twarzy nie znikał cwaniacki uśmiech.

- Siema mała. - rzucił, gdy znalazł się na przeciwko mnie, a nasze spojrzenia się spotkały.

- Cześć. - rzuciłam szeptem, bawiąc się rękawami bluzy.

- Tak.. Będziemy mieć sporo pracy, ale będą z Ciebie ludzie. - rzucił ironicznie odpalając papierosa i lustrując mnie wzrokiem.

- Słucham?! - zapytalam, a mój ton daleki był od miłego.

- Wyluzuj Emy. Widać, że masz problem, nie wiesz kim jesteś i kim powinnaś być. Ale nie martw się. Ja Ci pomogę.

Poczułam jak krew się we mnie gotuję. Za kogo on się uważał. Rozpuszczony synek, bogatych rodziców, który twierdził, że wie o mnie wszystko.

- Wiesz co? To był błąd. Nie powinnam była wg do Ciebie dzwonić. Organizacja charytatywna i psycholog sie znalazł. - rzuciłam z oburzeniem, wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia z parku.

- Nazywaj to sobie jak chcesz. Ale będąc taką nigdy nie staniesz się tym kim byś naprawdę chciała. Masz wg przyjaciół?

Poczułam jak uderza we mnie piorun. On miał rację. Całkowitą rację. Nie wiedząc czemu, czułam, że ten irytujący i niewyobrażalnie pewny siebie chłopak, w jakiś stopniu jest w stanie mi pomóc. Odwróciłam się bez słowa i spojrzałam mu w oczy. To spowodowało, że jego cwaniacki uśmiech znów wymalował się na jego twarzy.

- Daj mi miesiąc. A zobaczysz, że Twoje życie wcale nie musi tak wyglądać. Zgoda? - powiedział pewnym głosem i wyciągnął w moją stronę dłoń. Stałam chwilę w milczeniu bijąc się z myślami. Jednak nie miałam nic do stracenia. Moje życie nie mogło być już gorsze.

- Zgoda. - odpowiedziałam pewnym głosem i uścisnęłam jego dłoń
Szablon by S1K