„
Mamo, mogę iść pobawić się z koleżankami? Nie. Tato, mogę nocować u koleżanki?
Nie. Mamo.. Nie.” .
Całe życie słyszałam od moich rodziców nieustające „NIE”. Oczywiście
tylko w sprawach nie dotyczących mojej nauki i rodzącej się przede mną świetlanej
przyszłości. Całe dzieciństwo spędziłam na dodatkowych lekcjach z
najróżniejszych przedmiotów i zajęciach mających zrobić ze mnie dziecko o
talentach we wszystkich dosłownie dziedzinach: tańcu, śpiewie, malarstwie,
sporcie.. Nie miałam im tego za złe. Skrupulatnie,
przez te lata nieustannej samotności i niekończącej się pracy, by spełnić
wymagania rodziców, wmówiłam sobie, że robią to tylko i wyłącznie dla mojego
dobra. Przecież tyle poświęcili odkąd pojawiłam się na świecie. Choć powoli
miałam tego dosyć...
- Emerly, Emerly słuchasz mnie? – zachrypnięty głos
mamy wyrwał mnie z rozmyślań. Potrząsnęłam tylko twierdząco głową, odganiając
myśli z głowy.
- Więc tak jak mówiłam.. Dowiedz się o wszystkich możliwych
zajęciach dodatkowych i zdawaniu wcześniej egzaminów. Przecież jesteś lepsza od
ludzi, z którymi będziesz na roku. Nie możemy popełnić błędu jak z Twoją
poprzednią Uczelnią. – kontynuowała.
- Dobrze, mogę wreszcie iść? – rzuciłam poddenerwowanym
głosem, zaciskając dłoń na klamce.
- Emerly.. spójrz na mnie jeszcze? Ty się
malowałaś?! Naprawdę na to chcesz tracić czas?!
- Boże mamo nie mam 5 lat! Mogę? – syknęłam z
jeszcze większą złością i nie czekając na jej pozwolenie, wysiadłam z samochodu
trzaskając drzwiami i szybki krokiem ruszyłam do głównego wejścia na Uczelnię.
Gdy byłam pewna, że śledczy wzrok mojej rodzicielki nie jest w stanie mnie
dosięgnąć, rozpuściłam idealnie ułożony kucyk, uwalniając moje długie, czarne
włosy, zdjęłam okulary i cisnęłam je w głąb torby. Poczułam ulgę. Wreszcie
mogłam poczuć się sobą. Gdy szukałam czegoś usilnie w torebce, poczułam silne
uderzenie, upadłam na podłogę, a cała zawartość tej przepastnej torby wysypała
się na podłogę. Zdezorientowana, rozejrzałam się dookoła, odgarniając kosmyki włosów
z twarzy.
- Żyjesz? – usłyszałam zachrypnięty, męski głos.
Spojrzałam w górę. Przede mną stał młody chłopak z burzą brązowych loków,
przeszywającymi zielonymi oczami, a cwaniacki uśmieszek nie schodził mu z
twarzy. Sprawca mojego upadku.
- Tak, chyba tak.. – odpowiedziałam szybko, starając
się ogarnąć bałagan dookoła.
- To świetnie. – prychnął wzruszając ramionami i
wrócił do nawołujących go znajomych.
- Palant. – rzuciłam do siebie, gdy już wreszcie
udało mi się wstać i szybko ruszyłam do Sali na zajęcia.
„ Cześć, mam na imię Emerly mam 21 lat…” To zdanie
powtórzyłam w ciągu dnia, chyba z milion razy. Nienawidziłam opowiadać o sobie,
bo tak naprawdę nie miałam nic do powiedzenia. Byłam zwykłą kujonką, bez
przyjaciół, bez pasji.. Nie, przepraszam.. Miałam jedną pasję.. Prawdziwą
pasję, którą kochałam całą sercem, jednak nie było dane mi się w niej
spełniać.. Była, jak to nazywali moi rodzice, zwykłą stratą czasu i tylko
odwracała uwagę od ważnych rzeczy. Kochałam malować. Jednak czy kogoś z osób
zebranych na Sali to interesowało? Wątpię. Zawsze byłam sama i przywykłam do tego. Nie szukałam
przyjaciół. Nie potrzebowałam ich. Tak przynajmniej mi się wydawało.
Mimo iż mój dom mieścił się w dość sporej odległości
od Uczelni, postanowiłam zrobić sobie mały spacer. Idąc parkowymi alejkami, wsłuchiwałam
się w melodię ulubionej piosenki. Muzyka zawsze pomagała mi oderwać się od
rzeczywistości i pozwalała na odstresowanie i odreagowanie stresujących
momentów. A dzisiejszy dzień niewątpliwie do stresujących należał. Gdy dotarłam
do domu, znów ogarnął mnie smutek. Pojawił się nie wiadomo skąd. Zaczęłam
nazywać go swoim przyjacielem. Był ze mną już tak długo. Mijając samochód ojca,
zobaczyłam w szybie swoje odbicie.
- Włosy! – rzuciłam z przerażeniem. Szybko związałam
je znów w idealny kucyk, wygrzebałam okulary z torebki i założyłam je. Byłam
gotowa, by znów pokazać się w domu. Ciężko wzdychając minęłam próg i na palcach
ruszyłam do swojego pokoju. Chciałam pozostać niezauważoną. Chciałam.
- Emerly, jesteś
już.. Chodź do nas. Jak pierwszy dzień na nowej Uczelni?- rzucił z
uśmiechem ojciec.
- Tak jak na starej. Pierwszy dzień jest taki sam. –
wzruszyłam ramionami, bawiąc się rękawem bluzy.
- Zapisałaś się na zajęcia? Rozmawiałaś z wykładowcami
o egzaminach? – zawtórowała mu mama. Poczułam wzrastającą złość.
- Tak, zapisałam się na wszystko. Nawet na
szydełkowanie. Nie martwcie się. Nie będę spać, jeść. – rzuciłam z ironią,
potrząsając głową.
- Emerly! Może trochę grzeczniej. Myślimy o Twojej
przyszłości! Ty też powinnaś!
- Tak, tak mamo. Wiem! Nie zjem kolacji. Muszę się
położyć wcześniej.
Nie czekając na ich odpowiedź, ruszyłam po schodach
na górę do swojego pokoju. Mimo woli, usłyszałam kawałek ich rozmowy.
- Musisz porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi, żeby
załatwić dla niej praktyki. Z tej dziewczyny nic nie będzie. Ona nie nadaje się
do niczego.
Zacisnęłam powieki, szybko otworzyłam drzwi i
zamknęłam się w pokoju na klucz.
- Jak ja bym chciała zmienić swoje życie.. Szkoda,
że nie jestem w stanie..