niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 4.





- Świetnie. W takim razie zaczynamy od zaraz. - rzucił z cwaniackim usmiechem, krzyżując ręce na torsie.

- Jak to od za raz? - odpowiedziałam cicho, uciekając wzrokiem od jego przeszywającego spojrzenia, które powodowało, że nie byłam w stanie zebrać myśli. Od zawsze nienawidziłam sytuacji, gdy czyjś wzrok był w całości skupiony na mnie.

- No dobra. Może źle się wyraziłem. Zaczniemy od jutra. O 10 przyjadę pod Twój dom. Wyślij mi adres sms'em. A teraz żegnam. - odpowiedział oschle, odpalając kolejnego papierosa.

- Jak to jutro? O 10? Przecież są zajęcia.

- No i co z tego?

- Może Ty masz to gdzieś, ale niektórym zależy, żeby je skończyć.

- Słuchaj Mała.. Sama do mnie przyszłaś, więc automatycznie zgodziłaś się na moje warunki.

- Wiesz co.. To był błąd. Zapomnij o tym. Nie potrzebuje Ciebie! Nie potrzebuje nikogo! - rzuciłam podniesionym głosem. Z każdą sekundą moja wściekłość rosła. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę wyjścia z parku i głównej ulicy miasta.

- Przestań wreszcie byc taka poważna i udawać kogoś kim tak naprawdę nie jesteś! Po co Ci to? - krzyczał za mną.

- Żegnam! - syknęłam, nie odwracając się.
Całą drogę do domu biłam się z myślami. Zrobiłam z siebie totalną idiotkę i desperatkę, która usilnie potrzebuje uwagi i przyjaciół. A to nie była prawda.. Ja po prostu wreszcie, choć przez ułamek sekundy chciałam sie poczuć szczesliwa. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, powitały mnie podniesione głosy moich rodziców. Westchnęłam cieżko i czym prędzej zamknęłam się w pokoju. Przez dłuższą chwilę nie mogłam znaleźć sobie miejsca i kręciłam sie z kąta w kąt. Gdy ta bezczynność zaczęła mnie powoli denerwować, chwyciłam pędzle, założyłam starą, pobrudzoną już farbą, koszulę, zasiadłam nam na parapecie i zatopiłem się w swojej wyobraźni i niestworzonych obrazach, które chciałam przelać na płótno. Mój spokój jednak nie trwał długo. Moja mama wpadła do pokoju jak huragan.

- Emerly, musimy porozmawiać. Co Ty robisz? - rzuciła ironicznie patrzac na sztalugę.

- Chyba widać? Maluje. - odpowiedziałam wrogo nieodrywając wzroku od obrazu.

- O nie moja droga! Za dużo nerwów i wyrzeczeń kosztuje nas Twoje wychowanie i edukacja, żebyś marnowała czas na durne obrazki. - krzyknęła, szybko znalazła sie blisko mnie, wyrwała mi pędzle z rąk, przewróciła sztalugę i podeptała płótno.

Co Ty robisz?! Oszalałaś?! - patrzyłam wielkimi oczami na to co robi. Czułam jak moje serce pęka.

- Powiedziałam! Do nauki! I zapomnij o malowaniu! - syknęła i wyszła z mojego trzaskając drzwiami. W tym momencie pierwszy raz poczułam, ze nienawidzę własnej matki. Chciałam spakować swoje rzeczy i uciec stad jak najdalej. Dopiero po tej sytuacji zrozumiałam jak bardzo potrzebuje zmienić swoje życie. Trzęsącymi sie dłońmi wyjęłam telefon. Tym razem nie miałam zamiaru rezygnować.

"Okej.. Zgadzam sie na wszystkie Twoje warunki.. Czekam jutro o 10. Northumberland Steeet 106A. Emerly."

Po kilku minutach usłyszałam dźwięk wiadomości.

" Cieszę się, że jednak poszłaś po rozum do głowy. Cos musiało się wydarzy. Opowiesz mi jutro. Opowiesz mi dosłownie wszystko o sobie. Wiec lepiej sie przygotuj Maleńka. Juz nie mogę sie doczekać.;) "
Nie wiedziałam, czy podjęłam dobra decyzję.. Byłam pewna jednak, ze Harry faktycznie diametralnie zmieni moje życie.

1 komentarz:

  1. Wszystko swietnie... tylko pisz dluzsze o WIELE DLUZSZE rozdzialy bo takich krotkich czytac sie nie da

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K