czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 5

Całą noc nie mogłam zasnąć. Ciągle borykałam się z milionem myśli, które zebrały się w mojej głowie. Nieustannie zastanawiałam się, czy na pewno dobrze zrobiłam, godząc się na propozycję Harrego. Kilka razy tworzyłam do niego wiadomość, lecz nigdy jej nie wysłałam. Podświadomie broniłam się przed rezygnacją z tej, prawdopodobnie jedynej i niepowtarzalnej szansy na zmianę, nawet choć minimalną, swojego życia.

Gdy na zewnątrz zaczęło świtać, moje przerażenie powoli sięgało skali maksymalnej. Z salonu powoli zaczęły dochodzić głosy moich rodziców i dźwięki przygotowywanego śniadania.

- Musze sie jakoś ukryć.. - pomyślałam z przerażeniem. Wagary dla nich były niedopuszczalne. Chwyciłam telefon, wyciszyłam go i schowałam się w szafie. Gdy moja mama weszła do pokoju, by mnie obudzić, moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybkim tempie. W głębi duszy jednak poczułam się.. Szczęśliwa? Odważna? Nie umiałam nawet nazwać tego uczucia.

Punktualnie o 10, co bardzo mnie zdziwiło, rozległ się dzwonek do drzwi. Chwyciłam swój plecak i z trzęsącymi się nogami i rękami, zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Stał oparty o framugę, wzrok miał skupimy gdzieś bliżej nieokreślonej oddali.

- Hej Harry.. - rzuciłam ledwo slyszalnie. Przekręcił głowę i spojrzał na mnie tymi swoimi przeszywającymi oczami, a z jego twarzy jak zawsze nie znikał cwaniacki uśmiech.

- Hej Emerly. Gotowa? Swietnie. To zapraszam. - rzucił głosem bez wyrazu, odwrócił sie i ruszył w stronę starego Mustanga, zaparkowanego na moim trawniku. Jego zachowanie spowodowało, że już całkowicie każda część mojego ciała odmówiła posłuszeństwa. Stałam w miejscu patrząc tylko na oddalającą się sylwetkę chłopaka.

- No idziesz czy nie? Nie mam całego dnia. - powiedział już bardziej poirytowanym głosem. Cofnęłam sie ze strachu.

- Opanuj się dziewczyno i przestań się zachowywać jak dziecko!! - krzyczał mój umysł. Wzięłam głęboki oddech, przeczesałam nerwowo włosy i pobiegłam szybko za nim. Po chwili mknęliśmy ulicami miasta. W milczeniu. Po jakimś czasie, domy zmieniły się w drzewa i pola. Nasze milczenie co chwilę przerywały ciche melodie dobiegające z radia. Nagle Harry gwałtownie skręcił i zjechał na boczną, leśną drogę. Zaczęłam nerwowo poruszać sie na fotelu, rozglądając dookoła.

- Nie bój się. Nie zgwałcę Cie i nie poćwiartuję. Za raz będziemy na miejscu.

Miał rację. Chwilę pózniej, zaparkowaliśmy przy tarasie widokowym, z którego rozpościerał się widok na całe miasto. Widok był piękny. Słońce świeciło w pełni, ptaki wyśpiewywały swoje najpiękniejsze arie, a wszędzie unosił się zapach zielonej trawy mieszającej się z pierwszymi zapachami jesieni. Harry wysiadł z samochodu, odpalił papierosa i mrużąc oczy zaciągnął się nikotyną.

- Po co mnie tutaj przywiozłeś? - zapytałam cicho podchodząc bliżej.

- Pomyślałem, że to będzie dobre miejsce do rozmowy. Dziewczyny lubią takie romantyczne klimaty. - wzruszył ramionami patrząc mi głęboko w oczy.

- Więc? Co chcesz wiedzieć?



- Wszystko. Totalnie wszystko. Nawet największe głupoty.

- Więc.. Jak wiesz mam na imię Emerly..

- Błagam, daruj sobie te nudne formułki, które mówi się na studiach, czy durnych szkoleniach. Mów o pasjach, marzeniach...

- Pasje.. Jakie ja mogę mieć pasje.. Mam tylko jedną.. Malowanie. Kocham malować. Zawsze mi to pomaga się uspokoić, odstresować, pozwala mi uciec od każdego problemu. Marzenie.. Chciałabym zobaczyć kiedyś swoje obrazy w galerii.. Mieć własna wystawę. Potem mogę umrzeć..

- Więc co robisz na prawie? Czemu nie jesteś w jakiejś artystycznej szkole? Nie pasujesz tam przecież.

- A Ty? Przecież Ty też raczej do zbyt zainteresowanych studiowaniem prawa nie jesteś.

Zamikł. Zmroził mnie zielenią swoich oczu, łapiąc co chwilę głębsze oddechy.

- Nie rozmawiamy dzisiaj o mnie. Ten dzień też będzie. Dzisiaj jest dzień Emerly. Masz rodzeństwo? - zapytał po chwili, a na jego twarzy znów pojawił się cwaniacki uśmieszek, a w oczach zainteresowanie. Nie wiem czemu, ale czułam, że mogę się przed nim otworzyć.. Że wreszcie pojawił sie ktoś, kogo wreszcie interesuje moja osoba. Przynajmniej pozornie.

- Nie, jestem jedynaczką. Niestety. Przynajmniej miałabym jakąś bratnią duszę.

- A rodzice? Co robią? Jacy są?

Teraz ja zamilkłam. Poruszył temat, który nie był moim ulubionym.

- Są prawnikami. I są naprawdę świetni.

- Kłamiesz. I to bardzo słabło.

W tym momencie nie wiedziałam co zrobić. Co powiedzieć. Byłam w stanie tylko bawić się rękawami bluzy. Do oczu zaczęły mi napływać łzy, w uszach mi szumiało.. Nie umiałam mu powiedzieć jak tak naprawdę wygląda relacja z moimi rodzicami.

- Dobra. Chodź tu. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do skraju urwiska.

- Krzyknij. Najgłośniej jak potrafisz. Wyrzuć to wszystko z siebie. Tak jak ja.. - rzucił z radosnym uśmiechem, zacisnął pięści i wydał z siebie głośny okrzyk, który roznosił się po okolicy jeszcze przez kilka sekund.

- Harry, przestań. To głupie. - prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Przestań. Przestań myśleć, że coś jest głupie. Zacznij wreszcie myśleć o sobie i o tym co sprawia Ci przyjemność. - rzucił z wrogością. Wzięłam głęboki oddech, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet minimalnego odgłosu. Harry tylko uśmiechnął się ironicznie, stanął za moimi plecami i zasłonił mi dłonią oczy. Mocny zapach jego perfum i ciepło bijące od jego ciała, stopniowo zaczęły wprowadzać mój umysł w zupełnie inny stan.

- Myśl o najgorszych sytuacjach, o takich, które wzbudziły w Tobie najbardziej negatywne emocje. Wykrzycz wszystko to co zle, wszystkie emocje, które od tak dawna w sobie tłumisz. - szeptał spokojnym, zachrypniętym głosem. Nagle poczułam w sobie siłę niewiadomego pochodzenia. Niepohamowaną chcę uwolnienia się. Zacisnęłam mocno pięści i zaczęłam krzyczeć. Najgłośniej jak potrafiłam. Każdy krzyk powodował pojawienie się kolejnego. Poczułam jak łzy zaczęłam spływać po moich policzkach, zostawiajac mokre ślady na dłoniach zielonookiego. Potem nastała cisza.

- Brawo mała. O to chodziło. Na dziś wystarczy. - rzucił z dumną.

W tamtej chwili, na tym urwisku znalazłam w sobie siłę. Siłę, która, choć głęboko skrywana, wciąż we mnie była, a w zielonych oczach Harrego znalazłam nadzieję. Nadzieję, której od tak dawna poszukiwałam. I wiedziałam, że muszę podążać za zachrypniętym głosem chłopaka, by wreszcie zacząć żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by S1K